Przez miasta powinno się przejeżdżać powoli. Tymczasem nawet tam, gdzie chciałoby się pozaglądać w różne zakamarki, wpada się czasami na moment, jak pociąg ekspresowy, który ma tylko kilka chwil na złapanie oddechu na stacji. O tym mieście powstały i wiersze i obrazy, a Jaromír Nohavica siedzi gdzieś na peronie i śpiewa “Těšínską”, o dziwnym stuleciu. Bo i samo miejsce nie jest niedziwne. To właściwie nie było odległe miasto. Ostatecznie, co to było, te siedem minut na peron i jakaś godzina niebiesko-żółtą gąsienicą, prosto na peron nad małą Bobrówką. Tyle, że właściwie nie za bardzo się tam jeździło, bo ileż można było oglądać okolicę z wielkiej wieży? Czechy zaś były za…
-
-
Białołęka przy płocie
No, żyję więc sobie w dzielnicy płotów. Ciągle o nich słychać. Miejscy aktywiści psioczą, że zamknięte osiedla mają płoty bardziej szczelne, niż mur chiński, a z drugiej strony mieszkańcy raczej uszczelniają te płoty, niż je zwijają. No, chyba, że muszą przemaszerować kilometr, żeby skręcić z Odkrytej nad Wisłę. Wtedy klną i oni. Poza dziećmi, które znają kody wszystkich furtek w okolicy i przecinają Tarchomin jak chcą. Dzieci mają swoje powody, by nie brać ogrodzeń do końca na poważnie. Czasami jednak chowają tę wiedzę dla siebie i z dobrze udawanym wysiłkiem szukają najbliższej dróżki, gdzie można między płotami skręcić ku Wiśle. A skręcić warto, bo ten odcinek rzeki, choć coraz bardziej zagospodarowywany,…