Lubię formy żeńskie. Nie przepadam może za słowem „feminatywy”, bo rzadko sięgam po pojęcia techniczne, ale za to przepadam za językiem polskim. Rada Języka Polskiego właśnie opublikowała swoje stanowisko na temat używania żeńskich form nazw zawodów i stanowisk. Lepiej późno niż wcale, choć z drugiej strony osobiście jestem trochę zniesmaczony faktem, że w ogóle takie stanowisko trzeba wydawać.
Jak już napisałem, lubię pasjami. Lubię jego różnorodność i bogactwo form, dzięki którym opisuje i tworzy rzeczywistość. Lubię jego elastyczność i wcale nie powszechną w świecie języków zdolność przenikania w różne zakamarki rzeczywistości. Dlaczego zatem mam uparcie odrzucać rodzaj żeński np. w nazwach zawodów? Dlaczego – na siłę! – mam przycinać coś starszego, większego i bogatszego ode mnie do swoich wyobrażeń o świecie i pretensji co do tego, jaki być powinien?
Otóż #LubięFormyŻeńskie. Lubię bardziej, niż trwanie w nielogicznych przyzwyczajeniach językowych. Bardziej, niż fajerwerki produkowanie w niby-dyskusjach przez spawaczy „będzie” z „bo tak nie było”. Lubię formy żeńskie, bo żyję w realnym świecie, a nie w wyobrażeniu o nim (no, w każdym razie staram się, jak tylko mogę).
#LubięFormyŻeńskie, bo lubię wiedzieć o świecie ludzi. I wolę słuchać tego, co mają do powiedzenia i jak chcą o tym opowiadać, niż dyktować im, co i jak chcę słyszeć.
Zgadzam się z tym, co napisano w przywoływanym stanowisku RJP: nie ma co robić rewolucji. Język to nie miejsce wojny, tylko życia. Tyle, że nasze okna warto otworzyć, przewietrzyć i dać miejsce na zmianę. Dyskutujmy, spierajmy się, gódźmy, ale nie mylmy naszych gustów z tym, co język poprawnie daje nam do tworzenia. Bo język jednak daje nam możliwość tworzenia poprawnych form, daje narzędzia słowotwórcze i gramatyczne, choć każdorazowe ich wydobywanie możne być czasochłonne, choćby ze względu na zastane dziś konteksty znaczeniowe. Ale to są sprawy wtórne, nie najbardziej istotne dla żywego języka. Dlatego socjolożki, magistry i wszelkie inne – jesteście u siebie w języku polskim i nie dajcie z siebie robić kopciuszków. Nawet, jeśli czasami musicie się zmierzyć z tym, że niektóre formy zostały zajęte znaczeniowo i trzeba jakoś się z tym pogodzić, poszukać innych rozwiązań. I może czas zacząć ignorować zaczepki na temat rzekomych ideologicznych powodów wprowadzania form żeńskich nazw zawodów i stanowisk. Dyskutujmy o tym, jakie ich formy są najbardziej uzasadnione dziś, jeśli akurat bywa to niejasne. Ale skończmy już z biciem piany. To język polski, a nie prosektorium form zastanych.
Przy okazji warto dodać, że nie za bardzo ma sens mówienie o wprowadzaniu tych form do języka. To jest po prostu odkrywanie ich zasłoniętej części. Mówiąc inaczej, to odsłanianie kawałka nogi, a nie dokręcanie kolejnej.
Na ten temat będą nadal powstawać prace naukowe, a o wiele częściej posty domorosłych znawców i znawczyń. Na pierwsze mam za mało wiedzy, na drugie za mało cierpliwości. Może dlatego kiedyś, w trakcie rozmowy na ten temat wymyśliła mi się fraszka:
“Sztłukł mi żęby ten sztok górszki”
Rzekł raz pacjent do chirurżki.
Cóż to jest za fantastyczna forma! Na ile sposobów można wygiąć język, zwijać usta w trąbkę, ćwiczyć wiązadła, żeby móc ją swobodnie odmieniać! Jakim leniem językowym trzeba być, żeby stwierdzać: tego się nie da przeczytać! A fe! To przy Tuwimie i innych to samo lenistwo musi pchać do czynów hahaharahiri!
No i jak? Mamy sobie odmawiać również i takich przyjemności uśmiechniętych? Nie lepiej je polubić? Nie lepiej bawić się językiem, który daje niesamowite możliwości wyrażania tego, co dzieje się wokół?
A po tym wszystkim, co tu napisałem, trzeba jeszcze powiedzieć zwykłe dziękuję kobietom, które już z poselskim mandatem upomniały się o to, żeby w polskim sejmie móc używać języka polskiego choć trochę pełniej. Żeby to było możliwe, potrzebne były wieloletnie już i codzienne starania zwracające uwagę na tę sprawę. Starania kobiet przypominających o jednej z najprostszych spraw: odpowiednie dać rzeczy słowo! Rzeczy! A co dobiero człowiekowi.
I to trzeba przypominać: te zmiany na dobre dzieją się niestety przy niewielkim wsparciu choćby moich znajomych po fachu. Redaktorki i redaktorzy, podobno tak rozkochani w naszym języku – doceńcie, że ktoś za was dba o to, co tę mowę czyni bogatą. Siedząc nad tekstami, odłóżcie ideologiczne podręczniki, zerknijcie na to stanowisko RJP, weźcie oddech i spróbujcie wrócić do pracy z językiem żywym. To wyjdzie nam wszystkim na dobre. Język polski jest naprawdę na tyle bogaty, ciekawy i mocny, że radził i będzie sobie radzić z większymi zmianami, o których ma mówić. A zdaje się, że trochę o tym zapominają ci, którzy przywiązują język do swoich przekonań. Po prostu, wypuśćcie go na świat, on się tam nie zagubi i nie zginie. Przeciwnie! Nabierze barw, dzięki którym lepiej ten świat opowiemy.
* * *
PS. Poprzednia miniwersja tekstu była napisana w lutym 2018 roku, przy okazji stworzenia prostej nakładki na zdjęcie profilowe z #LubięFormyŻeńskie. Aby ustawić nakładkę na zdjęcie profilowe FB – KLIKNIJ TU, (lub po kliknięciu w swoje zdjęcie profilowe wybrać “Dodaj nakładkę” i wyszukać “Lubię Formy Żeńskie” – tam będzie nakładka gotowa do użycia).