Moja pierwsza wychowawczyni, Jolanta Myszor, ale dla nas albo “pani” („…bo będziesz u pani!”), albo po prostu “Myszorka”. Starotyszanka, co zawsze we mnie wzbudzało jakieś naturalne poczucie swojskości. Niewiele wspomnień pozostało mi z tych pierwszych trzech lat nauki w szkole podstawowej, ale pamiętam jej uśmiech …i zapach perfum na lekko pierzastym swetrze koloru dojrzewających węgierek. Pewnie powinienem pamiętać naukę czytania albo liczenia, ale to już chyba umiałem w przedszkolu. Pani Myszor była chyba bardziej opiekunką niż nauczycielką – nie pamiętam na przykład, żeby stawiała stopnie, a z pewnością je przecież stawiała. Pod tym względem uzupełniała się ze swoją – jak sadziliśmy – najlepszą przyjaciółką, Popielową. Popielowa bywała bardziej nauczycielką –…