„Gazeta Wyborcza”opublikowała dziś nagrania rozmów prezesa PiS o inwestycjach, których sposób realizacji – zdaniem samego Jarosława Kaczyńskiego – jest politycznie „nie do obrony”. Od wczoraj redakcja Gazety podgrzewała atmosferę, co zresztą zrozumiałe, ale co z tego na dziś wyszło?
1. Dla przeciwników PiS to #SrebrnaGate, a dla zwolenników to po prostu sprawny J. Kaczyński w osobliwej wersji programu #RodzinaNaSwoim. Nooo, bo przecież to dosłownie i w przenośni rodzinna sprawa. A potem każdy i tak będzie obstawiać tylko przy własnym zdaniu, przez co znowu spłyci się sprawę tak, że nie będzie widać mułu, w którym siedzimy.
2. Partie oczywiście dalej nie widzą końca własnego nosa i obrzucają się tradycyjnie niczym opakowanym w brzydkie pudełka. Zrobią bardzo dużo, byle nie widzieć większego obrazu. Poutwierdzają się znów we wzajemnym obrzydzeniu i tyle. Plemiona poprawią szalunki w okopach i dostaną na deser jakieś resztki memów i parę hasztagów na zaś. Kreatywność zero.
3. Nikt już nawet nie wspomina o tym, że nagrano ludzi, którzy bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności z tylnego siedzenia mogą trząść sprawami publicznymi. Widać nawet do tej patologii się przyzwyczailiśmy. Standardy jak za jaskiniowców.
4. Gazeta Wyborcza nie potrafiła niestety z tego wszystkiego złożyć nośnego wstępniaka skierowanego zwłaszcza do tych, którym mogłyby się trochę otworzyć oczy. A sprawa jest gruba, tyle, że ktoś nie uniósł tego, jak to skutecznie przekazać. Wytrwali czytelnicy składają może jakoś kolejne puzzle w zalewie komentarzy przez cały dzień. Reszta – sądząc po reakcjach i/lub ich braku – machnęła ręką.
5. Jest wtorkowe popołudnie. Jeśli ktoś czegoś dobrze opracowanego jeszcze nie schował na drugą odsłonę, to za tydzień mało kto będzie o tym pamiętał. I dalej będziemy patrzeć na serwowane nam przedstawienia, zamiast na sedno spraw.
Także tego.