Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /home/klient.dhosting.pl/dawidzmuda/dawidzmuda.pl/public_html/wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /home/klient.dhosting.pl/dawidzmuda/dawidzmuda.pl/public_html/wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87
Lady Jazz | Dawid Zmuda
Audycje,  Ludzie,  Muzyka,  Polecane,  Recenzje

Lady Jazz

Nic nie poradzę – jazz jest dla mnie krnąbrnym dzieckiem bluesa, które miało trochę więcej wolnego czasu i nie musiało zadowalać się dwunastoma taktami trzech akordów po znoju niewolniczej pracy na bawełnianych plantacjach Lousiany. Takie dziecko, które z nieumiejętnych prób grania bluesem Bacha i Chopina zrobiło własną sztukę. Owszem, są takie obszary jazzu, które nie potrafią mnie poruszyć, choćby miały pieczątki wirtuozów i najlepszych wytwórni. Ale czasami chwyta mnie coś, co przemawia bardzo wprost.

Nie byłem na Ladies Jazz Festival, więc na występ na żywo jego laureatki, Judyty Pisarczyk i jej zespołu, załapałem się dopiero w listopadzie zeszłego roku, w Studiu im. Agnieszki Osieckiej, jednym z najbardziej prestiżowych miejsc koncertowych nie tylko Polskiego Radia, ale i są marzeń wielu muzyków co najmniej kilku gatunków muzycznych. Możliwość zagrania tu na żywo i rejestracji płyty była jedną z nagród w gdyńskim festiwalu i nic dziwnego, że sporo dobrej roboty zostało włożone w to, by tej szansy nie zmarnować.

Koncert otworzył (i zamknął bisem) mój faworyt z tej płyty – Moanin’. Choć to nie autorska propozycja wokalistki i kompozytorki, lecz standard Bobby Timmonsa z lat ‘50, świetnie wprowadza w jej świat. Wykonywany przez kilkadziesiąt lat na różne sposoby, z niemal narzucającą się aranżacją na sekcję dętą, przez Judytę Pisarczyk i jej band został zagrany niebywale lekko. Gdyby nie to, że nie za bardzo ufam takim podziałom w muzyce, napisałbym – kobieco. Jeden z najzgrabniejszych tematów dobrze posłużył jako konstrukcja, na której pojawiały się kolejne frazy, od tych subtelnych po zaczepne. Tam, gdzie zazwyczaj z odpowiedzią przychodzi drugi w kolejności instrument, pojawiła się improwizacja wokalna – i w ten sposób, po zaledwie kilku minutach koncertu, publiczność dostała do ręki poświadczenie jakości. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy warto było przyjść posłuchać młodych muzyków – od tego momentu mógł po prostu dać się rozkołysać.

Improwizacje pojawiają się na płycie jeszcze nie raz – między innymi w świetnym i lekkim, choć jakby pospiesznym Tight Betty Cartera. W każdym razie warto na nie czekać i aż szkoda, że w ramach nagrywanej płyty poddane są rygorom czasowym, bo to moim zdaniem najmocniejszy punkt wokalu Judyty. Nie dziwota, że to na nią zwróciła uwagę Urszula Dudziak, szefowa konkursowego jury w czasie Ladies Jazz Festival. Wiele ciepłych słów pod adresem debiutantki padło z jej ust między innymi w rozmowie, którą miałem okazję z nią przeprowadzić.


W czasie koncertu mieliśmy okazję poznać tylko dwie kompozycje wokalistki – a to zdecydowanie za mało, bo dzięki takim utworom jak What If  można podsłuchać, że nie tylko jazz jest inspiracją i fascynacją Judyty. Przyciągające, obejmujące i ciemne niskie rejestry, którymi bardzo sprawnie się posługuje pomiędzy bardzo plastycznymi frazami, wyfruwają z muzyki soul i przelatują nad czymś, co kojarzy mi się z funky-wyliczanką. Muzyka wprawiająca kolana w nieuchronne podbijanie i nieoczekiwane zmiany klimatów, aż po kolejną improwizację. Tu także popisali się instrumentaliści, bez problemu rozwiązujący kolejne zawinięcia tego kilkuwarstwowego utworu.

Poza takimi standardami jak Take Five Brubecka czy Spain Chicka Corea, które posłużyły jako pretekst do wokalnych wirtuozerii, na płycie znalazł się także ukłon w stronę polskiej muzyki. Mimo, że do nastroju koncertu ta propozycja niezbyt się kleiła, Judyta Pisarczyk miała kolejną okazję pokazać, że dobrze czuje się także w tradycyjnym, lirycznym repertuarze. Głos, w innych kompozycjach momentami zaczepny nawet, w piosence Seweryna Krajewskiego i Magdy Czapińskiej Co to jest czułość jakby zupełnie się uspokoił, zawiesił w znanej polskim słuchaczom konwencji niemal aktorskiej piosenki. Z pewnością nie za tą stroną twórczości laureatki Ladies Jazz Festival będę tęsknił, ale jednak przy pierwszym spotkaniu dobrze usłyszeć, że ze swobodą potrafi poruszać się i w takich rejonach.

Cała płyta – bo taki był koncert – świetnie się słucha, co jest zasługą nie tylko Judyty, ale i muzyków którzy na równych prawach stworzyli tamten wieczór. Bezbłędni Roman Majda (perkusja) i Bogumił Eksner (bass) jako w sekcji rytmicznej; Marek Tutko na klawiszach, dzięki którym zwłaszcza partie solowe nabierały bardzo przestrzennego wymiaru; Michał Honisz na gitarze elektrycznej, świetnie współgrający z wokalem, ale też z własnym pomysłem na bieganie po gryfie.

Jest  jednak i coś, na co moje niepolerowane, bluesowe uszy i nieuczesana głowa będą musiały poczekać: odrobinę więcej nonszalancji i drobne pyłki kurzu na czyściutkim głosie. Na nieco pognieconą przypadkiem sukienkę. Na lekki dym między strunami głosowymi, który pozwoli bezbłędnemu wokalowi bawić się sobą z większym przymrużeniem oka, łamać lekko – jak światło między kłębami tytoniu nad stolikami w starych klubach Burbon Street i Fifth Avenue. Drobiny tej zbawiennej niedoskonałości słychać dopiero w improwizacjach, kiedy Judyta z przymkniętymi oczami wychodzi z subtelnie prowadzonej roli na scenie. I przyznaję, że to poruszenie zmysłów (ano, nie tylko słuchu!), złapało mnie i wyprowadziło z rutyny przesłuchiwania koncertów i płyt. Na te diabliki w oczach pozornie subtelnej z natury wokalistki będę czekać.

Nie będę tu opisywać każdego utworu i całości atmosfery zapisanego na płycie koncertu – to będą mieli szansę poczuć ci, którzy zdecydują się posłuchać koncertowej, debiutanckiej płyty. Mogę jednak z czystym sumieniem napisać, że uwierzyłem w ten głos. Mam nadzieję, że będzie go słychać w różnych odsłonach i na różnych scenach: tych wymagających wirtuozerii wokalistki i wyrobienia słuchaczy – i tych, gdzie będzie bawić się sam sobą, po prostu dla radości płynącej potrzeby duszy – tego soulu, który u debiutującej Lady Jazz rodzi się z czerni i przez wszystkie kolory przenosi słuchaczy i widzów w bardzo jasne miejsca.

– – – – – – – – [ posłuchaj także wywiadu z Judytą Pisarczyk ] – – – – – – – –

Judyta Pisarczyk Ensemble
Na żywo w Studio im. Agnieszki Osieckiej
Płytę wydała Agencja Muzyczna Polskiego Radia SA

Podaj dalej