Dzisiejsi wyklęci z realności potrzebują legend.
Bandytyzm “Ognia”, “Burego” i innych morderców – fetowany jest na równi z tragicznymi losami partyzantów antykomunistycznych. Wszystkim jak leci beztrosko przylepiono tę ogłupiającą metkę “wyklęci”. Ogłupiającą, bo nie odnoszącą się po prostu do historii, ale w dużej mierze po to, by wyklinać innych. Z czegoś, co mogło być przyczynkiem do spisania kolejnego kawałka historii – zrobiono tępe narzędzie propagandy, świętowane tak chętnie i głośno przez hajlujących narodowców. W asyście nasłanych policjantów, żeby tym hajlującym biedactwom nikt krzywdy nie zrobił.
Kiedy widzę dziś romantyczne wpisy znajomych, roztkliwiających się jednakowo nad losami rzezimieszków i partyzantów, byle nie dopuścić krytycznego osądu, byle nie widzieć pęknięć na tej wypolerowanej legendzie, byle żyć w ciepełku wyobrażeń – jest mi wstyd.
Wstyd, że doszliśmy do takiej żenady.
Nie, póki nie rozliczymy własnych bandytów, nie zamierzam obchodzić żadnego dnia pamięci. Bo to nie jest pamięć. To jest pisanie romantycznych złudzeń, a nie historii oraz narcystycznych wyobrażeń, a nie pamięci.