W niedzielę wybory do europarlamentu. Kiedy usłyszałem, jak ludzie spychający ten piękny kraj na margines wciskają nagle kit o tym, jakimi to są entuzjastami wspólnoty europejskiej – zrobiłem mały komentarz filmowy, który można zobaczyć tutaj 😉 Dziś, trochę z innej strony, wziąłem oddech i takie krótkie nagranie machnąłem, a pod spodem parę słów.
Nigdy nie mówiłem nikomu na jaką partię powinien głosować. Chciałbym po prostu, żebyśmy wybrali jedno: zmieścić się ze sobą w pokoju. Prawda, że ostatnich latach fascynaci obecnej władzy chcieli mnie i innych wyrzucać z Polski (dosłownie), obrażali moich znajomych i mnie na każdym możliwym polu, nawracali na jedynie słuszną drogę i przekonywali, że inne znaczy gorsze. Pokazywali, że demokracja jest mniej warta od sejmowych zachcianek wymuszanych bez żadnego trybu przez ludzi bez żadnej odpowiedzialności. Prawda, że częściowo robili to z przekonania, częściowo z wyrachowania. Ale ważniejsze jednak jest coś głębszego, co stawia pod znakiem zapytania nie tylko to, jak jest dziś, ale zwłaszcza to, co będzie za jakiś czas.
Wcześniej żyliśmy podzieleni, ale ze sobą – teraz żyjemy na pękniętej ziemi.
Jakiekolwiek zmiany w polityce dokonują się już niemal wyłącznie przez publiczne, masowe protesty, zaś sama polityka została przez władzę sprowadzona do gry konfliktami przebijającymi również prywatne relacje. I to trzeba odwracać. Daleko mi do konserwatyzmu, ale nie mam problemu z tym, że u władzy mogą być ludzie z innej strony polityki. Złe zresztą byłoby ciągłowładztwo kogokolwiek. Ale rządów dzielących ludzi nie tylko retorycznie, ale i realnie – należy się strzec.
Kiedy pójdziecie na wybory, zastanówcie się proszę, czy chcecie dawać mandat ludziom, którzy Waszym znajomym każą się wynosić ze wspólnego życia i sąsiedztwa, o ile nie zaakceptują słuszności władzy, światopoglądu i propagandy. Nie w przenośni, ale dosłownie. Pomyślmy, czy chcemy jeszcze się razem zmieścić tu i w Europie – czy chodzi już tylko o to, żeby podporządkować sobie innych.
Z każdej strony słychać frazesy o wspólnocie, którą buduje się na solidarności. Ale solidarności nie buduje się przez odcinanie tego, co niewygodne. Solidarność to kontynuowanie niełatwej sztuki budowania choćby kładek, jeśli nie mostów. Chciałbym do tego wrócić w Polsce i w Europie. Bez tego również strumienie monet z kolejnymi plusami w nazwie będą ostatecznie pogłębiać podziały bardziej, niż je likwidować.
Tymczasem moi znajomi, w jakimś sensie zwłaszcza konserwatyści, lubią mówić o wartościach, zwłaszcza o tych chrześcijańskich – zapominając chyba, że one nie tyle są chrześcijańskie, co również w chrześcijaństwie znalazły miejsce. Ale mniejsza teraz o to. Wartości to ważna sprawa, którą jednak łatwo traktować instrumentalnie. Dlatego podrzucam coś do pomyślenia: JEŚLI WARTOŚCIAMI NIE ZWIĄŻEMY SIĘ Z INNYMI – BĘDZIEMY INNYCH WARTOŚCIAMI ZWIĄZYWAĆ. Z liny rzucanej innym w potrzebie lub przeciąganej w sporze, zrobimy linę do krępowania lub stryczek. I w końcu zabraknie nam pokoju. Pokoju, w którym moglibyśmy się wszyscy zmieścić mimo niechęci i niewygód.