Nie za bardzo wiem, skąd się wzięły Przystawki. Zawsze lubiłem luźne, proste formy, niekoniecznie bardzo ściśle trzymające się wymogu odkrywczości. Czasami wychodzą z tego małe obrazki, przekąski czasu niezauważonego.
VI
Jesteś tak miodem i mlekiem płynąca.
Złotym miodem smarujesz chleba naszego powszedniego.
W mleku skąpane baszty, w których sypiam
VII
Dzikie stada origami wyfruwają ze stołu czarnookiej.
Zwinne dłonie przywołują rozbawionych młodzieńców
X
Dym z dzbanka na trawie
Zawołał sąsiadkę zza płota.
Zasmakowaliśmy ze swych półmisków.
XVII
Pod moim biurkiem mieszka mysz,
której nie straszna noc, ani moja noga.
Będę jej brakował
XIX
Przysiadłem nad chrząszczem,
który szedł po żonę.
Zupełnie sam przysiadłem
XX
Przed nowiem przystrzygam trawę,
chowam narzędzia do szopy.
Niebo oto mam przejrzyste, tańczę i wznoszę modły
XXII
Młoda córka znachora, o imieniu Sana,
uczesała włosy.
Pięknieś uczesana!
XXIII
Pachniała migdałem i chłostała go ziołami.
Uzdrowienna gejszo!
Szczęśliwe gałązki!
XXVI
Zaklęty w wiolonczelę
Słucham koncertu, który na mnie wygrywasz
Smyczkiem gładkiego warkocza
XXVII
W pachnącej ściółce
niewielki żuk nie zdaje sobie sprawy,
że pan od przyrody wie o nim znacznie więcej
XXVIII
Ephraim nie miał żony, ale miał kota.
I żadnych innych zmartwień do Świętego Jedynego
XXX
Ephraim nałożył świeżą szatę,
umył dokładnie stopy
i wyszedł ucałować ziemię, którą dał mu Pan, by nią władał
XXXIII
Ephraim uderzył głową o półkę.
Zamiast kląć na stolarza,
przeraził się swoją nieostrożnością
XXXIV
Ephraim jest wariat.
Na głównym placu miasta ukąsiła go pchła.
Jakże on się cieszył, że spotkał żywa istotę!
XXXVI
Szata zdobi kobietę,
a ja nie lubię zdobionych figur,
lecz czyste drewno
XXXVII
Świeca prawie się dopala;
coraz mniej cię widzę,
coraz bardziej cię czuję
XXXVIII
Niewielka, mądra kura,
Zniosła jajo. O, proszę!
Już idzie gospodarz z koszem
XLIII
Powracając zza gór, na progu swego domu
chciałbyś zobaczyć jeszcze niezdeptane ślady wychodzących stóp
XLV
Dusza umiera, gdy Bóg zasypia.
Nie zanudzaj go,
niech raczej nie posiada się z zachwytu
XLVI
Sypię ziarenka do pustej klatki.
Nie mam odwagi zniewalać, za to mam oswojone miejsce
XLIX
Może polubię chłodne wieczory?
Przychodzisz z gwiazdami
i próbujesz rozgrzać zmarznięte ciało
LII
Z zadziwieniem patrzę,
kiedy niema dziewczyna tka słowa,
kręcąc dłońmi jak przy krośnie
LIII
Ciepłymi ustami okrążam
twój pępek
świata
LXXII
Tak zabawnie
Żonglujesz łzami
LXXX
na tropach stóp które przeszły
dziwię się kamienicom
ślepe nie poszły za tobą
…i trochu rymowanek, a jakże:
XLVII
Pani po kąpieli czesze długie włosy,
zachwycony czekam, stęskniony i bosy
LIV
Jesteś jak to grono winne;
kusisz słodko i niewinnie
LVII
Nogami, na chmurze, macha anioł kochany;
beztroski, naguśki,
anielsko zalany
LIX
Kiedyż zawołam cię po imieniu,
piękny i kształtny,
pachnący cieniu?
LXII
Piękną masz cechę moja wanno:
Cudnie wyglądasz wypełniona panną
LXIII
Stoi w pokoju zepsuta szafa,
skrzypi i sapie –
stolarska gafa
LXIV
Zaszedłbym już za twe progi,
Ale ciągle szukam drogi
LXVII
Rankiem.
Znów za dużo o kieliszek:
obok leży bazyliszek
LXXI
Zbudziłem się rankiem dla pisania wierszy.
I nie wiem: ptacy, czy ja byłem pierwszy?
LXXV
Idziemy ku sobie jak linoskoczkowie:
Dotyk po muśnięciu, rozmowa po słowie
LXXXI
Byłbym cię kochał, byłbym adorował
Gdybym ja na inną, ech! nie zachorował
LXXXII
Wrzucam ci w ogródek drugi koniec tęczy
Może dzięki temu zgodzisz się zaręczyć?
LXXXIV
Dzielimy oddechy o czwartej nad ranem.
Kto by tam się męczył niepotrzebnym spaniem
LXXXVI
Nie ma Bóg teściowej, nie ma także żony:
Niczym w swej wszechmocy nie jest zagrożony
LXXXVII
Dajmy sobie zamiast złości
Małe ziarenka radości